Wydane tej jesieni. 9 książek, które przeczytałem i polecam
Po lecie, w trakcie którego prawie nic nie czytałem, przyszła jesień i znowu rzuciłem się do lektur. Jak zwykle kupuję książki na kilogramy, przez co mam teraz więcej do czytania niż przeczytanych, ale z tego co już skonsumowałem, mogę zrobić listę pozycji, po które warto sięgnąć.
Dziewczyna z pociągu
Na początek hit jesieni i książka, o której mówi się najwięcej. Mam problem z jej oceną, bo jeśli spojrzymy na nią z perspektywy zachwytów i świetnej reklamy, to możemy poczuć się trochę rozczarowani. Fabuła nieskomplikowana, niezbyt oryginalna, bo w gruncie rzeczy chodzi o to samo, co w każdym filmie klasy B – jest zgon, jest tajemnica i trzeba ją wyjaśnić. Do tego konstrukcja książki niezbyt czytelna, bo akcja raz dzieje się w jednym miesiącu, a raz w innym. Dopiero w połowie lektury udało mi się poskładać do kupy chronologię i czytać bez sprawdzania co chwilę, w jakim momencie życia bohaterów dzieje się akcja. Mimo tych mankamentów czyta się jednym tchem i nie mogę powiedzieć, że to zła książka. To kryminał i w swoim gatunku jest dobra. Co ciekawe – gdybym miał czytać tylko opinie czytelników, których poprosiłem na Instagramie o opinię, to pewnie bym jej nie kupił. I żałowałbym.
Idę tam gdzie idę.
Jedyna książka, którą kupiłem w dniu premiery. Twórczość Kazika miała ogromny wpływ na moje nastoletnie lata. Jego „Tata Kazika” była pierwszą oryginalną płytą, jaką kupiłem w życiu i jedyną – obok „Your eyes” – którą znam na pamięć. W książce jest wiele fragmentów, w które ciężko uwierzyć. Nie miałem pojęcia, ile on się nakradł, tworząc swoje pierwsze albumy. Dziś zginąłby w atmosferze skandalu, ale kiedyś na to nie zwracało się uwagi. Przynajmniej już wiem, dlaczego paru jego płyt nie można już nigdzie kupić. Przeczytałem ją za jednym zamachem. Nie porywa, nie zachwyca, ale każdego fana Kazika w pełni zadowoli.
Marsjanin
Dla tej książki kupiłem Kindle, bo w czasie, kiedy zaczął się bum na Marsjanina, byłem w Nowym Jorku. Krótka, przyjemna lektura. Warto po nią sięgnąć. Opis sobie daruję, bo chyba każdy już wie, o czym jest.
Jak nie być profesjonalnym piłkarzem
A to kupiłem zaraz po „Marsjaninie” i jest to jedyna książka w dzisiejszym zestawieniu, która nie jest nowością, o której pewnie niewielu z was słyszało, ale jeśli lubicie biografie z klimatem „dziwki, koks, zabawa”, to Paul Merson was zadowoli. Opisuje swoje perypetie z czasów, kiedy był całkiem niezłym piłkarzem, ale jeszcze lepszym idiotą. Nie jest to dzieło na miarę „Tyson. Moja prawda”, a tym bardziej nie umywa się do „Ja, Ozzy”, ale idealna pozycja na jeden, wesoły wieczór.
Tiger bez cenzury
A skoro już jesteśmy przy sportowcach, to jeszcze muszę dodać historię Michalczewskiego. Premierę przegapiłem, sięgnąłem po nią dopiero tydzień temu, zachęcony reklamą na jednym z portali. Przeczytałem w jedną noc. Od północy do piątej rano. Żadne tam wybitne dzieło, ale całkiem interesująca historia człowieka, który miał piękną karierę, kupę siana i udało mu się tego nie roztrwonić. Zawsze go lubiłem, a po tej książce polubiłem jeszcze bardziej.
Kiedy rządziliśmy NBA
Dostałem w prezencie od wydawnictwa SQN. Nalałem wody do wanny, postawiłem obok lodowatą coca-colę, położyłem książce na brzegu wanny i poszedłem jeszcze po e-papierosa. Wracam, patrzę, a ona sobie, kurwa, pływa. Suszyłem na kaloryferze dwa dni i nie wyschła. No to kupiłem ebooka. Napisałbym, że tylko dla fanów NBA, ale ja nie jestem fanem NBA, a jest to już trzecia (po „Dream Team”, i „Michael Jordan. Życie”) książka o legendach kosza, którą przeczytałem w ciągu ostatniego roku. I to pomimo tego, że nigdy w życiu nie widziałem meczu z Larrym Birdem. Pierwsze jego zagrania ujrzałem dopiero kilka dni temu na youtube. Biografii Jordana nic nie przebije, ale i tak czyta się świetnie.
Media i Ty
To pewnie najprzyjemniejsza dedykacja, jaką otrzymałem w życiu. Mój wpływ na książkę ograniczył się tylko do podzielenia się z Adamem wiedzą na temat selfpublishingu, ale zrobiłem to już po tym, jak skończył pisanie. Myślę, że i bez mojej pomocy udałoby mu się stworzyć świetną książkę, która powinna być lekturą obowiązkową każdego studenta kierunków związanych z mediami i PR. Pewnie za jakiś czas wypuszczę poradnik o selfpublishingu, bo widzę, że trochę ten temat ogarniam, ale na pewno nie w najbliższym czasie. Jeszcze trochę muszę się tego biznesu pouczyć.
Nic bardziej mylnego
Lektura na wieczór. Podoba mi się, wciąga, parę ciekawostek ryje czachę, choć jeszcze nie wiem czy jest lepsza od „Ukrytej prawdy”. #nicbardziejmylnego Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Jason Hunt (@jasonhunt.media)
Na zestawieniu nie mogło zabraknąć dzieł znajomych. Jeszcze całej nie przeczytałem, bo czytam ją głównie w autobusach i metrze. Jeden rozdział na kilka dni. To ten rodzaj książki, do której materiały zbiera się wiele miesięcy, a całość pisze w tydzień. Ot seria różnych zagadek, tajemnic i ciekawostek. Niczego więcej mi do szczęścia nie trzeba. Bardzo dobrze napisana, bardzo ciekawie i o to chodzi.
Tajniki makijażu
Tak, tak. To też czytałem. Może nie wszystko, ale to jest tak pięknie wydana książka, że dla samych obrazków przerzucałem ją przez parę godzin. Ewę znam od dawna i jest ona jedną z tych nielicznych osób, których książkę można polecać w ciemno. Bo nie może być zła, bo nie może nie zawierać wiedzy, która przyda się czytelnikom. W tym przypadku raczej czytelniczkom, ale ja tam nie wnikam w wasze upodobania.
Góra bezprawia.
Teraz czytane. Jeszcze nie polecam i jeszcze nie odradzam. Jestem w połowie. Trochę się nudzę, choć Grisham już w paru książkach przyzwyczajał czytelników do powolnego rozkręcania się. Zaktualizuję ten wpis za jakiś czas, ale coś mi się wydaje, że ubiegłorocznego „Czasu zapłaty” nie przebije.
PS Jeśli według was w ciągu ostatnich paru miesięcy pojawiło się coś ciekawego, to dajcie znać.
PS Szukajcie dziś newslettera w swojej skrzynce. Jest koza. Na pewno się gdzieś schowała.